Recenzja filmu

Syndrom Hamleta (2022)
Elwira Niewiera
Piotr Rosołowski

Rozsupływanie Ukrainy

Roza, reżyserka spektaklu, zebrała grupę wyjątkowych osób – niektórzy z nich to profesjonaliści, inni weszli na deski teatru pierwszy raz, by opowiedzieć swoją historię. Dla każdego z nich
Gdy w 2020 roku Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski zaczynali kręcić swój film na deskach kijowskiego teatru, nie podejrzewali, że życie dopisze do ich dokumentu porażające post scriptum. W tamtym momencie sytuacja Ukrainy i tak wydawała się dramatyczna. Od lat trwała wojna w Doniecku, a trauma Majdanu wciąż dusiła społeczeństwo. "Syndrom Hamleta" to zapis spotkania z grupą Ukraińców, którzy przygotowują się pod okiem teatralnej reżyserki do wystawienia spektaklu. Jednak nie finalny efekt jest najważniejszy, a proces twórczy, będący zarazem formą grupowej terapii. 

Roza, reżyserka spektaklu, zebrała grupę wyjątkowych osób – niektórzy z nich to profesjonaliści, inni weszli na deski teatru pierwszy raz, by opowiedzieć swoją historię. Dla każdego z nich hamletowskie pytanie, tak przecież nadużywane w świecie sztuki, staje się nie tylko kluczowe dla określenia własnej tożsamości, ale wybrzmiewa wyjątkowo dramatycznie. Jednocześnie w ustach każdego z nich znaczy co innego. Jakby autorka spektaklu zapragnęła zebrać na małej scenie wszystkie najbardziej palące problemy Ukrainy – i na dodatek próbowała je rozwiązać. 

Slawik niedawno wrócił z wojennego frontu, gdzie był przetrzymywany przez separatystów w niewoli. Swoje "być albo nie być" rozważał na chwilę przed pojmaniem, gdy przykładał lufę karabinu do swojej głowy. Pytanie wróciło do niego w innym, jeszcze bardziej dramatycznym momencie – gdy wróg kazał mu zamordować przyjaciela. Dla Katii "być albo nie być" wiązało się z decyzją o wyjeździe na font. Roman natomiast, pracujący w Donbasie jako sanitariusz, zadawał sobie to pytanie za każdym razem, gdy na jego stół trafiał kolejny trup. Dla Rodiona hamletowskie pytanie nie miało ścisłego związku z wojną, ale dotyczyło jego tożsamości seksualnej. Dramatyczny moment decyzji – być czy nie – pojawiał się w jego życiu wielokrotnie i był związany z próbą bycia sobą w Doniecku, mieście wyjątkowo niesprzyjającym społeczności LGBT. Wreszcie dla Oksany kluczowe dla filmu pytanie ma związek z problemem tożsamości narodowej. W pierwszej kolejności bowiem identyfikuje się jako kobieta, na dodatek tłamszona przez ukraiński nacjonalizm, co podważa jej przywiązanie do wspólnoty narodowej.

Wszystkie te pytania niosą ogromny ładunek emocjonalny i ujawniają cały zestaw problemów osobistych, które jednocześnie wybrzmiewają społecznie. No bo przecież jedno "być" – dajmy na to być Ukraińcem, żołnierzem, narodowcem – dla kogoś innego znaczy "nie być", bo wiąże się z odrzuceniem, pogardą, tłamszeniem. Ten tożsamościowy gordyjski węzeł Roza, a pośrednio również polscy dokumentaliści, starają się supeł po suple rozwiązywać. Każda próba, każde czytanie tekstu, każda decyzja artystyczna staje się formą terapii przez sztukę, a reżyserce bliżej do terapeutki niż artystki. Jest przy tym wyjątkowo uważna: niczego nie narzuca, nie drąży wrażliwych tematów, przestaje wypytywać w momencie, gdy jej aktorzy stawiają granice. Daje przestrzeń i narzędzia, by pewne historie się rodziły, wracały, a przez to ulatniały i być może w ten sposób dawały ulgę.

Obecność Niewiery i Rosołowskiego również miała funkcję terapeutyczną. To właśnie dzięki nim, na ich prośbę, bohaterowie z wyjątkowo dramatyczną przeszłością zdobyli się na odwagę konfrontacji z traumami. Może dopiero pod czujnym okiem kamery, przy świadkach i podczas zaaranżowanej sytuacji, byli w stanie powiedzieć, co naprawdę czują. A może najbardziej było to potrzebne ich bliskim – jak ojcu, który dopiero w takiej sytuacji zdobył się na wyznanie, co czuł, gdy syn był na froncie. Może dopiero w ten sposób matka i córka mogły się w pełni otworzyć, a syn-gej opowiedzieć konserwatywnej matce o własnych doświadczeniach i traumie rodzinnego domu.

Te wszystkie opowieści brzmią tym bardziej dramatycznie dziś, bo przecież rany, które podczas prób do spektaklu starano się zabliźniać, zostały rozdrapane na nowo. Trudno nawet pojąć, jak tragicznie dziś brzmią słowa zrozpaczonego ojca, który łamiącym się głosem mówił, że nigdy nie chciałby jeszcze raz przeżywać ponownego wyjazdu na front swojego syna. Niewiarygodne, że te same problemy ponownie będą musieli przepracować Katia, zastanawiająca się nad wyjazdem na wojnę, czy Rodion, zaprawiony już podczas walk sanitariusz. 

Ale być może najważniejsze w "Syndromie Hamleta" jest to, że nie podbija sztucznie dramatyzmu, nie szuka łatwych wzruszeń ani nikogo nie terroryzuje emocjonalnie. Wręcz przeciwnie, zamiast odmalowywać rzeczywistość w jak najczarniejszych barwach, szuka – mimo wszystko – nadziei. To prawda, że Ukraina jest rozbita, pokiereszowana, pełna wewnętrznych napięć i konfliktów nie do rozwiązania. Ale właśnie ten film dowodzi, że mimo to jest w stanie spotkać się na jednej scenie i stworzyć coś wspólnego – nawet jeśli w spięciu, konflikcie i wzajemnym niezrozumieniu. Być może kluczową sceną nie jest żadna z tych, w której bohaterowie opowiadają o swoich wstrząsających doświadczeniach, a ta, w której Slawik – żołnierz i zadeklarowany narodowiec – mówi ze łzami w oczach i z pełnym przekonaniem, że jeśli miałby komuś powierzyć swoje dziecko, to tylko Rodionowi, który przełamał w nim stereotyp osoby LGBT.

W takich momentach zostaje przywrócona wiara w sztukę – również w sztukę dokumentu. Bo to przecież dzięki niej bohaterowie filmu mogli się spotkać, wzajemnie zrozumieć i uleczyć. A wszystko to dzięki bardzo prostemu w zamyśle dokumentowi, skupionemu na rozmowach i rejestracji kolejnych prób. Ten minimalizm był konieczny, by wydobyć pełnię uczuciowych i intelektualnych zwarć między bohaterami, w których losach przejrzy się zapewne niejeden Ukrainiec. To niezwykle ważny film – nie tylko dlatego, że daje wgląd w obecny stan ducha ukraińskiego społeczeństwa, ale dlatego, że daje nadzieję. Nie tylko Ukraińcom. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones